- Pochodzą z Nowego Sącza – mówi Krzysztof Basiaga. - Jako piłkarz zaczynałem w tamtejszym Starcie i doszedłem do III ligi. Później były jednak studia na Akademii Ekonomicznej w Krakowie, skąd za głosem serca w 1990 roku przyjechałem do Dąbrówki Wielkiej, skąd pochodzi moja żona. Jola jest rodowitą dąbrowszczanką i jestem tu już ponad 30 lat. Najpierw przychodziłem na mecze Orkanu jako kibic, a 10 lat temu, czyli gdy były problemy finansowe, ówczesny Prezydent Piekar Śląskich Stanisław Korfanty szukając działaczy, którzy mogli pomóc uratować klub przed upadkiem, zaproponował grupce społeczników wejście do zarządu. Zostałem wtedy wiceprezesem, ale w 2020 roku Prezes Marcel Gmyrek zrezygnował i wtedy przejąłem jego obowiązki.
- Czy po grze w Starcie Nowy Sącz nie był już pan zawodnikiem innego klubu?
- Klubu nie. Grałem w AZS-ie Akademii Ekonomicznej i nawet sięgnęliśmy po wicemistrzostwo Polski uczelni ekonomicznych, ale to nie były rozgrywki, w których obowiązywała przynależność klubowa. Syn był natomiast przez wiele lat zawodnikiem szkółki Stadion Śląski, ale po skończeniu podstawówki zaczął grać w Orkanie Dąbrówka Wielka, ale teraz mieszka za granicą i naszym zawodnikiem już nie jest. Córka także nie uprawia piłki nożnej, ale za to cała rodzina biega. Ja mam 14 maratonów przebiegniętych od Nowego Jorku przez Berlin, Paryż, gdzie ustanowiłem rekord życiowy 3 godziny 27 minut, Drezno, Bratysławę po największe polskie. Córka także przebiegła dystans 42 kilometrów i 195 metrów między innymi w Kopenhadze, gdy studiowała w Danii. Tak samo żona, a syn woli półmaratony. To jest nasza pasja i sposób na utrzymanie formy.
- Jaki cel postawił pan sobie jako Prezesowi?
- Moim celem było dalsze jak najlepsze funkcjonowanie klubu. Chcę żeby wzbudzał zainteresowanie kibiców społeczności lokalnej, którzy przychodzą na mecze i mamy po 200 widzów, płacących za bilety. Kolejny etap to rozwinięcie zajęć z młodzieżą, która będzie bezpośrednim zapleczem i kołem napędzającym klub. To się udało, bo trenują u nas dzieci od rocznika 2016 po rocznik 2007. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybym doczekał dnia, w którym młody chłopak, który zaczynał w naszej „szkółce” zagrał w pierwszej drużynie. Jej zawodnicy, pod wodzą Grzegorza Sokolika, mają ambitne plany. Mega pasjonat, szkoleniowiec pracujący u nas od stycznia tego roku potrafi przyciągnąć zawodników i zachęcić do zajęć, w których uczestniczy ponad 20 zawodników, grających w klasie A bez złotówki wynagrodzenia. Cieszę się, że połowa z nich jest z Dąbrówki Wielkiej, a reszta jest z pobliskich dzielnic Piekar Śląskich i sąsiadujących z nami Siemianowic Śląskich.
- Czy mierzycie w awans, którego życzono klubowi na uroczystościach jubileuszowych?
- Chcielibyśmy mieć jak najwyższą pozycję w tabeli, ale o powrocie do okręgówki mówimy ostrożnie, analizując nasze możliwości nie tylko sportowe, ale i finansowe. Jeżeli drużyna zajęłaby pierwsze miejsce to organizacyjnie i finansowo musimy być też gotowi, żeby nie iść śladem klubów, w których awans oznaczał rozpadnięciem się drużyny, albo tarapatami jakie popadł klub. My nie chcemy już tego przeżywać i spokojnie pracujemy, współpracując z władzami miejskimi i MOSiR-em. Rozliczamy dotacje i korzystamy z bazy, działając na stadionie, który został oddany do użytku w 1962 roku, a szatnie wyremontowane zostały dwa lata temu i gdybyśmy awansowali do okręgówki nie musielibyśmy się wstydzić. Zaplecze sportowe mamy bardzo dobre.
- Kto jest liderem waszego zespołu?
- Kapitanem jest Filip Lindner, będący jednocześnie trenerem grupy młodzieżowej, które prowadzą nasi zawodnicy. Nie mamy jednak jakiegoś supersnajpera, czy dyrygenta, który ciągnie resztę. Nasza siła tkwi w kolektywie i zarówno najstarsi: Rafał Bednarski, Tomasz Antas, Dawid Świerkowski i Paweł Krawczyk, grający tu od kiedy ja tu jestem aż po najmłodszych spełniają w tym zespole ważną rolę. Ponadto Dawid Świerkowski jest moją prawą ręką od spraw sportowych, bo jako były kapitan, zawodnik i trener grupy młodzieżowej jest blisko boiska i stanowi łącznika zarządu z drużyną, a Dariusz Painta ogarnia sprawy organizacyjne od strony zaplecza, bo prowadzi firmę budowlaną. To moi najbliżsi współpracownicy, z którymi wchodzimy w nowe 100-lecie marząc o oświetleniu, które w jesiennych miesiącach umożliwi zawodnikom treningi w godzinach, w których zawodnicy-amatorzy mogą przyjść na zajęcia. Mówiąc pół żartem, pół serio – Oby stała się jasność.