- Pochodzę z Komorowic, dzielnicy Bielska-Białej – mówi Artur Beniowski. - W czasach mojego dzieciństwa funkcjonował tam Robotniczy Klub Sportowy Komorowice, który później został przemianowany na Dzielnicowy Klub Sportowy Komorowice, a następnie z niego, staraniem wielu działaczy samorządowych i sportowych, powstał Ceramed, na bazie którego zbudowano Podbeskidzie. Do RKS-u trafiłem z podwórka, bo moim sąsiadem byłe trener komorowickich drużyn młodzieżowych i za jego namową trafiłem do zespołu juniorów i grałem do wieku 20 lat, kończąc piłkarską przygodę na poziomie okręgówki. Właściwie przerywając... Bo przyszedł czas na studia, małżeństwo i przeprowadzkę za żoną do Kaniowa, w którym wróciłem do gry w A-klasowym Przełomie. To już był także ten etap, w którym z pracy w Urzędzie Miejskim w Bielsku-Białej przeszedłem do Urzędu Gminy w Bestwinie, gdzie byłem Zastępcą Wójta, a od 2012 roku jestem Wójtem. Na Przełomie więc moje oficjalne boiskowe występy się zakończyły, ale jestem jeszcze ciągle czynnym... oldbojem, bo mamy drużynę starszych panów i dwa razy w tygodniu mamy treningi oraz rozgrywamy towarzyskie mecze z okolicznymi zespołami rówieśników. Na takich meczach jest bardzo fajna atmosfera, bo oprócz tej sportowej rywalizacji jest zawsze spotkanie integracyjne, na którym jest czas na wspominanie dawnych czasów więc też sobie to bardzo cenię.
- Jaki moment ze swojej piłkarskiej przygody wspomina pan najchętniej?
- Był taki mecz, który graliśmy w Drogomyślu z drużyną o nazwie Błyskawica i nomen omen przyszła tak straszna burza, że w dzisiejszych czasach sędziowie na pewno przerwaliby grę. Wtedy jednak dokończyliśmy spotkanie, ale o tym jak wyglądało boisko i jak my wyglądaliśmy po ostatnim gwizdku, nawet nie ma co mówić. Pamiętam, że wygraliśmy 3:1 i śmialiśmy się, że to był mecz piłki błotno-wodnej. Ale to już historia. Natomiast teraz jestem już sympatykiem wszystkich klubów naszej gminy, czyli: IV-ligowego LKS-u Bestwina, grającego w klasie okręgowej KS Bestwinka i A-klasowego Przełomu Kaniów oraz dziewczęcego zespołu, bo warto się tym pochwalić, że w LKS-ie Bestwina mamy też sekcję żeńską. Uczciwie jednak mówiąc, ponieważ dwóch moich synów trenuje w Przełomie, serce mocniej bije na meczach ich drużyn. Rafał jest juniorem, a Staszek ma 9 lat i już od 3 lat biega za piłką. Zaczynał w polu, ale teraz coraz częściej, tak jak starszy brat, staje w bramce. Najbardziej cieszy mnie jednak to, że we wszystkich trzech klubach, od kilku lat jest naprawdę bardzo duży nacisk na rozwój dzieci i młodzieży. Kluby same doszły do tego, że warto to robić, ale nie ukrywam, że trochę ich kierunkowałem do wejścia na tę drogę, bo podpowiadałem żeby prowadziły zajęcia dla naszych dzieci, dla naszej młodzieży. Na taką działalność, jako sympatyk sportu, ale także jako wójt mogę przeznaczyć środki z funduszów gminy.
- Czy sportową wizytówką gminy jest beniaminek IV ligi LKS Bestwina?
- Bez wątpienia. Cieszę się z tego awansu, bo został wywalczony w sportowej, emocjonującej rywalizacji, bez ściągania zawodników z tak zwanymi nazwiskami. Tworzą ją piłkarze z Bestwiny i najbliższej okolicy. Niejednokrotnie trenowali tu od dziecka więc są związani z miejscowością i klubem, którego barwy reprezentują i grają dla niego z pełnym zaangażowaniem. Uważam, że jest to wszystko bardzo mądrze poukładane i fajnie prowadzone. Mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, bo mam ten klub dosłownie „na oku”. Z gabinetu spoglądam bowiem na murawę i praktycznie pierwsze co robię po przekroczeniu progu biura to patrzę co się na boisku dzieje. Niejednokrotnie w trudnych momentach taki obrazek zza okna, gdzie od rana do wieczora ktoś trenuje, dodaje mi sił. Ale najważniejsze jest to, że dla mieszkańców jest to także lekcja tożsamości, bo dzieci i młodzież, których sportowy rozwój jest dla mnie najważniejszy, mają się na kim wzorować. Seniorzy odnoszący sukces i grający coraz wyżej to magnes i zachęta do zajęć dla adeptów piłki nożnej oraz ich rodziców. Dzięki temu wrastaniu w małą ojczyznę na przykład Przełom po awansie do klasy okręgowej, choć grał w niej tylko jeden sezon i znowu występuje w klasie A nie miał problemów kadrowych. Cały czas są w nim ci sami zawodnicy utożsamiający się z klubem i miejscowością. Do tego właśnie dążymy.
- Czy marzy się panu III liga w Bestwinie?
- Marzenia w sporcie są niezbędne dla rozwoju, ale w tej chwili gramy w IV lidze i naszym celem jest utrzymanie się na tym szczeblu. Nie sądzę więc, żebyśmy w tym sezonie mieli się nastawiać na miejsce w czołówce, ale jeżeli w przyszłości będzie taka okazja, a ja, pracując na stanowisku wójta, będę miał taką możliwość, to na pewno wesprę starania działaczy i piłkarzy. Przypomnę, że wszystkie obiekty sportowe są gminne, a kluby mają je w użyczeniach i otrzymują środki na utrzymanie i wyposażenie boisk. Wszystkie kluby podchodzą do tego bardzo racjonalnie i nie ma czegoś takiego, że ktoś przychodzi z wyciągniętą ręką z hasłem „daj”. Owszem, przychodzi, ale ma konkretny plan i swoje środki więc mówi ile mu brakuje do zrealizowania zadania. Tak było także z turniejem dla 10-latków pod nazwą „Wakacje z piłką – Szukamy Piłkarskich Janków…”, na którym gościł Wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula. My znamy go co prawda jeszcze z czasów, w których przyjeżdżał do Bestwiny jako działacz Sokoła Wola, a później odwiedzał nas jako Prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Cieszę się, że mogliśmy go znowu gościć, bo to podkreśliło zarówno rangę tej imprezy jak też podniosło nasz prestiż. Gościliśmy imprezę, która wcześniej rozgrywana była na Stadionie Śląskim. Pokazaliśmy więc naszą infrastrukturę, której nie musimy się wstydzić. Wręcz przeciwnie. Nawet ulewny deszcz w przeddzień nie przeszkodził w przeprowadzeniu turnieju, bo boiska były dobrze przygotowane. Dwa lata temu powstała bieżnia lekkoatletyczna więc na otwarciu zawodów dzieci mogły przemaszerować dokoła stadionu tak jak na Igrzyskach Olimpijskich. Cały czas rozrasta się też zaplecze. Mamy od tego sezonu nowy zegar, a ja marzę o tym, żeby w najlepszych latach powstała jeszcze trybuna z prawdziwego zdarzenia z zapleczem szatniowym.