Urodzony 11 lutego 1965 roku wychowanek mikulczyckiego klubu, mający w swoim piłkarskim dorobku między innymi cztery tytuły mistrza Polski, zdobyte z Górnikiem Zabrze oraz dwa występy w reprezentacji Polski nie ukrywał radości witając się z dawno niewidzianymi kolegami i trenerami. Ze wzruszeniem przyjął także wyróżnienie – Złotą Honorową Odznakę Śląskiego Związku Piłki Nożnej i zaproszenie przez Wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, jednocześnie Prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kuli do Klubu Wybitnego Piłkarza Śląska.
- Mój najbardziej pamiętny mecz w Sparcie kojarzy mi się z... kontuzją – mówi zawodnik okrzyknięty w 1987 roku odkrycie polskiej ekstraklasy. - To była jesień 1983 roku. Szło mi znakomicie, bo w czterech trzecioligowych meczach strzeliłem cztery gole, i pojawiły się głosy, że interesuje się mną Górnik Zabrze. Radość trwała jednak krótko, bo w spotkaniu z Lechią Piechowice złamałem nogę. Pomyślałem sobie, że moje marzenie, bo od dziecka kibicowałem Górnikowi, ucieka mi sprzed nosa. W kiepskim nastroju zacząłem więc leczenie. W grudniu byłem już jednak w pełni sił i planowałem sobie, że wiosną znowu się pokażę na trzecioligowych boiskach żeby o sobie przypomnieć. Okazało się jednak, że minister Jan Szlachta, czyli ówczesny Prezes Górnika o mnie nie zapomniał, bo dostałem informację, że mam się zgłosić do drużyny prowadzonej przez Huberta Kostkę. To było dla mnie coś niesamowitego, a kiedy jeszcze 5 maja 1984 roku dostałem szansę debiutu u boku tak znakomitych zawodników jak reprezentanci Polski Waldek Matysik, Rysiek Komornicki czy Andrzej Pałasz, to aż w głowie mi się to nie mogło pomieścić. Trochę się bałem, bo jako 18-latek robiłem przecież przeskok o dwie ligi. Moi koledzy ze Sparty, a mieliśmy wtedy bardzo dobry zespół, który w lidze juniorów bez problemów wygrywał z Górnikiem, podpowiadali mi, że sobie poradzę. Kaziu Braun, którego spotykałem na gali 100-lecia Sparty był jednym z nich, ale najbardziej ucieszyło mnie spotkanie z moim trenerem-wychowawcą Panem Norbertem Gerlichem, który wprowadził mnie do seniorów. Jemu zawdzięczam bardzo dużo. Po każdym treningu prosiłem go, żeby został ze mną, bo chciałem jeszcze poćwiczyć rzuty wolne, a on cierpliwie tłumaczył jak ustawić stopę. Dzięki tej współpracy już później, kiedy grałem w Górniku, chwalono mnie za technikę strzału i drybling.
W oficjalnych występach Górnika Zabrze Ryszard Cyroń strzeli 100 goli i znalazł się w Galerii Sław 14-krotnego mistrza Polski.
- Tych bramek było sporo, ale najbardziej pamiętna była na pewno ta pierwsza – dodaje zabrzański snajper. - Przecież kilka miesięcy wcześniej siedziałem na trybunach, na które chodziłem od dziecka i kibicowałem Górnikowi, a nagle trener Hubert Kostka, któremu także wiele zawdzięczam, powiedział mi na przedmeczowym zgrupowaniu w Kamieniu, że wyjdę w podstawowym składzie. Naszym rywalem był Bałtyk Gdynia, a ja jako debiutant strzeliłem, już w 16 minucie gola na 1:0. Po tej główce, wydawało mi się, że śnię. Patrzyłem na trybuny, a ludzie wstali z miejsc i skandowali moje nazwisko, tak jak ja kilka miesięcy wcześniej krzyczałem „Andrzej Pałasz” czy „Ryszard Komornicki”. Tego momentu nie zapomnę do końca życia, a muszę dodać, że trafiłem przecież do Górnika na bardzo dobry okres. Grałem ze wspaniałymi zawodnikami. Prowadzili mnie wybitni trenerzy jak Hubert Kostka, Antoni Piechniczek, Marian Bochynek. Zdobywaliśmy tytuł za tytułem. Graliśmy w europejskich pucharach z wielkimi rywalami. Dlatego podsumowując swoją grę w Polsce mogę powiedzieć, że spędziłem na boiskach piękne chwile. Najpierw 8 lat grałem w Sparcie Zabrze, a następnie 8 lat w Górniku i mogę się uważać za szczęściarza, bo spełniały się moje marzenia. Jako dziecko śniłem o tym, żeby zagrać w pierwszej drużynie Sparty i zagrałem jako 16-latek. Później pragnąłem wystąpić w Górniku, a dzisiaj jestem w Galerii Sław obok największych legend i gwiazd tego klubu i jestem z tego bardzo dumny. A najpiękniejszą i najważniejszą bramkę zdobyłem w meczu ostatniej kolejki sezonu 1984/1985. Graliśmy z Widzewem w Łodzi. Do tytułu wystarczyłby nam remis, ale na przerwę schodziliśmy przegrywając 0:1. Zaraz po wznowieniu gry strzeliłem jednak wyrównującego gola, a kwadrans później Rysiek Komornicki po moim podaniu dorzucił swoją bramkę i zwycięstwem 2:1 po 12 latach odzyskaliśmy tytuł dla Górnika, rozpoczynając piękną serię. Tego się nie zapomina, a wycinki ze „Sport” z tamtych lat mam do dzisiaj.
Obecnie Ryszard Cyroń mieszka w Hilden koło Duesseldorfu, ale co jakiś czas odwiedza swoje rodzinne miasto i dzieli wtedy serce oraz czas na swoje dwa kluby.
- Po dwóch latach od ostatniego pobytu przyjechałem na jubileusz Sparty, ale tak się złożyło, że mieszkałem w hotelu, w którym Górnik spędzał noc przed pucharowym starciem z Radomiakiem – wyjaśnia piłkarz, który w Niemczech grał w: Hamburgerze SV, Fortunie Duesseldorf i Rot-Weiss Essen. - Po 30 latach spotkałem Janka Urbana, którego uwielbiałem jako zawodnika. Nie poznał mnie, ale gdy usłyszał mój głos od razu powiedział „Rysiek Cyroń”. Miałem nawet zaszczyt jechać obok niego w autokarze wiozącym drużynę na mecz, po którym spotkałem się z legendami: Stanisławem Oślizło, Janem Kowalskim, Władysławem Żmudą, Marcinem Bochynkiem. Dwa dni później na 100-leciu Sparty miałem ciąg dalszy tych niezwykłych chwil i jestem zaszczycony tym, że zostałem wyróżniony Złotą Odznaką Honorową Śląskiego Związku Piłki Nożnej. To także były chwile, których nigdy nie zapomnę.