- Bardziej niespodziewana była rola obrońcy – mówi Józef Misztal. - Jeszcze nie grałem na pozycji półlewego obrońcy. Na chwilę obecną mamy trochę w drużynie deficyt z obrońcami więc trener postawił na mnie. Może za charakter. Akurat poszło i opłaciło się. Wygraliśmy, a ja przekazałem puchar naszemu kapitanowi Krzyśkowi Bąkowi, który nie mógł zagrać, bo w ostatnim meczu doznał kontuzji pleców i musi odpoczywać.
- Czy spodziewał się pan, że ten mecz będzie tak trudny i zakończy się karnymi?
- Dwa poprzednie finały były łatwiejsze, bo strzelaliśmy bramki i łatwiej się grało, a tym razem był to mecz walki. Każdy zapiepszał. Szczakowianka też nie odpuszczała i potrzebne były karne, w których okazaliśmy się lepsi. Ci którzy byli pewni podeszli i strzelili więc możemy świętować zwycięstwo.
- Które zwycięstwa smakują lepiej – ligowe czy pucharowe?
- Oba tak samo. W lidze trzeba zdobywać punkty, żeby być wysoko w tabeli, natomiast w pucharze im dalej się zajdzie tym bardziej rozpoznawalna jest drużyna, a my o to gramy, żeby nasi młodzi zawodnicy mogli się pokazać. Ja chcę im pomóc i dlatego w finale zagrałem na obronie choć bardziej czuję się napastnikiem. Wolę straszyć obrońców niż sam być nękany, ale jeżeli trener powie, że mam zagrać z tyłu nie będę marudził. Wybór należy do trenera.