Podopieczne Krzysztofa Klonka w 9 spotkaniach zdobyły 25 punktów i o 11 oczek wyprzedzają drugi w tabeli zespół Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, a to oznacza, że 3 kolejki, które zostały jeszcze do rozegrania podczas turnieju na Podkarpaciu, niczego już w układzie sił na szczycie tabeli nie mogą zmienić.
- Turniej w Lublińcu wspominamy bardzo dobrze – mówi Krzysztof Klonek. - Po pierwsze dlatego, że to jest fantastyczne miejsce, w którym bardzo dobrze się czujemy, a po drugie dlatego, że wyniki nas bardzo satysfakcjonują i były odzwierciedleniem naszej bardzo dobrej gry. Cieszymy się, bo już po trzech turniejach fazy eliminacyjnej Mistrzostw Polski Kadr Wojewódzkich zapewniliśmy sobie awans do turnieju finałowego. To nam pozwoli w czwartym turnieju fazy eliminacyjnej myśleć już tylko o tym jak scalić zespół przed najważniejszymi meczami w sezonie. Wracając jednak do Lublińca mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z naszej gry, bo choć nie wystąpiliśmy w najmocniejszym składzie, a mimo to pokazaliśmy bardzo dobrą piłkę. W pierwszych dwóch spotkaniach, czyli z Opolskim Związkiem Piłki Nożnej i Podkarpackim Związkiem Piłki Nożnej były co prawda słabsze momenty, ale wygraliśmy 4:0 i 2:0 więc ostatecznie możemy te występy uznać za poprawne. Natomiast w trzecim spotkaniu z Małopolskim Związkiem Piłki Nożnej, czyli z rywalem, z którym zawsze się nam trudno grało, pokazaliśmy to co najlepsze. Zaangażowanie, determinacja, ale i spokój to były nasze atuty. W dodatku szybko strzeliliśmy bramkę z rozegrania rzutu rożnego, który mieliśmy wytrenowany i wyszedł w najlepszym momencie meczu, który dzięki temu ułożył się pod nasze dyktando i zakończył zwycięstwem 3:0.
- Kogo zabrakło w drużynie?
- Nie było z nami Zuzi Witek, ponieważ nasz kapitan już gra w Ekstralidze i walka o miejsce wśród najlepszych zawodniczek w Polsce to jest teraz jej główne wyzwanie. Musieliśmy więc sobie radzić bez niej oraz grać w trochę innym ustawieniu. Na zgrupowaniu i w pierwszym dniu turnieju zabrakło także Kingi Niesłańczyk, która z kolei walczy o miejsce w I-ligowej drużynie. Dotarła do nas jednak na ostatnie spotkanie w Lublińcu i fajnie, bo dała dodatkową jakość naszej grze w ofensywie. Potrafiła utrzymać piłkę z przodu no i strzeliła gola pieczętującego nasze zwycięstwo.
- Kto podczas turnieju w Lublińcu zasłużył na największe słowa pochwały?
- Zadowolony jestem z postawy całego zespołu i z tego, że zamknęliśmy lubliniecki występ bilansem bramkowym 9:0. To był efekt naszej ambitnej gry od pierwszej do ostatniej minuty i chęci zdobywania bramek. Dumni więc jesteśmy z liczby trafień, ale także z zachowania zerowego konta strat. Najczęściej wyróżnia się zawodniczki atakujące, strzelające gole, a te, które grają w tyłach są w cieniu. Ja z tego cienia chciałbym wyciągnąć naszą obronę, bo założyliśmy sobie przed turniejem, że będziemy grać tak, żeby nie stracić bramki i zadanie zostało wykonane. A przecież trzeba pamiętać, że grając bardzo ofensywnie narażamy się na kontry. Alicja Bednarek zagrała jednak po profesorsku i umiejętnie dyrygowała linią obroną, a z każdej sytuacji, którą musiała sama wyjaśniać, wychodziła zwycięsko, wygrywając wszystkie pojedynki jeden na jeden. Dodać trzeba jeszcze, że nasza defensywa zagrała tym razem w innym ustawieniu niż zwykle, bo Magda Piekarska debiutowała w kadrze, Wiki Durnaś pierwszy raz zagrała na środku obrony, a Julka Jańczy pierwszy raz wystąpiła na prawej obronie. Można więc powiedzieć, że ustawienie było eksperymentalne, bo przestawiliśmy grę z trójki w obronie na cztery zawodniczki, ale wyszło bardzo dobrze. Dzięki temu mogliśmy prowadzić akcje strefami bocznymi. Zarówno Julka jak i Magda włączały się do ataku kończąc akcję wrzutkami więc to także zdało egzamin. Ponadto bramkarki też były bardzo pewne i nie było się czym martwić więc jeszcze raz podkreślę, że z obrony mogę być najbardziej zadowolony czego potwierdzeniem jest zresztą nasz bilans bramkowy z całych rozgrywek eliminacyjnych, bo w 9 rozegranych już spotkaniach straciliśmy tylko jednego gola, a strzeliliśmy 33. Tego jednego gola, straconego w ostatnim meczu drugiego turnieju, traktujemy jako rysę na naszym obrazie idealnej drużyny i mobilizuje nas on jednocześnie do tego, żeby grając bardzo ofensywnie myśleć również o zabezpieczeniu dostępu do naszej bramki. Szczególnie wtedy kiedy rywal się bardzo nisko broni i nastawia się tylko na czekanie na okazję do kontry musimy być czujni. Będziemy więc nad tym nadal pracować, żeby w turnieju finałowym zagrać tak jak na obrońcę mistrzowskiego tytułu przystało.
- Jest coś z czego był pan po turnieju niezadowolony?
- Niezadowolony to nieodpowiednie słowo. Bardzo mi żal, że ostatnia akcja turnieju tak pechowo zakończyła się dla Ani Krakowiak, która doznała kontuzji. Na pewno to zwycięstwo i awans do turnieju finałowego dedykujemy jej. Mamy nadzieję, że szybko się wyleczy i będzie naszym mocnym punktem także w finałowym turnieju.