Z wykształcenia inżynier, od 1987 roku z zawodu trener. W tym fachu wywalczył mistrzostwo Europy, wygrał Ligę Narodów UEFA, był mistrzem Portugalii, dwukrotnym zdobywcą Pucharu Portugalii oraz zdobywcą Pucharu Grecji.
Fernando Santos nie był wielkim piłkarzem, choć zawodowo uprawiał futbol kilkanaście lat. Urodził się w Lizbonie i pierwsze kroki stawiał w tamtejszym Operario, skąd jako 17-latek przeniósł się do Benfiki. W pierwszym zespole „Orłów” jednak nie zadebiutował. Po dwóch latach trafił do GD Estoril Praia, gdzie spędził aż 14 lat, z roczną przerwą na występy w CS Maritimo w sezonie 1979/80. W dorosłym futbolu rozegrał 242 mecze i strzelił cztery gole. Ta ostatnia, skromna liczba dziwić nie powinna – Santos występował przede wszystkim jako obrońca. Ma to też wpływ na jego pracę jako szkoleniowca. Drużyny prowadzone przez Portugalczyka charakteryzuje przede wszystkim dbałość o zabezpieczenie dostępu do własnej bramki.
Po zakończeniu kariery w 1987 roku Fernando Santos został asystentem szkoleniowca w „swoim” Estoril, a po kilku miesiącach był już jego pierwszym trenerem. Ekipę tę wprowadził z III ligi do ekstraklasy, a w 1994 roku zmienił pracodawcę na Estrelę de Amadora. Konkretnie to zmienił jednego… z dwóch pracodawców, bo do 1998 roku Fernando Santos łączył prowadzenie zespołów piłkarskich z nadzorowaniem działu technicznego jednego z hoteli. Pozwoliło na to jego techniczne wykształcenie i tytuł inżyniera.
Właśnie w 1998 roku wkroczył na futbolowe salony i na dorabianie po godzinach nie było już ani czasu, ani potrzeby. Fernando Santos przejął bowiem jeden z najsłynniejszych klubów nie tylko w Portugalii, ale i w Europie – FC Porto. W pierwszym sezonie ze „Smokami” wywalczył mistrzostwo kraju (piłkarzem Porto był wówczas Grzegorz Mielcarski). Kolejne dwa lata przyniosły dwukrotnie wicemistrzostwo i dwa Puchary Portugalii.
Santos wprowadził drużynę na Euro 2012, gdzie wyszła z grupy, między innymi dzięki remisowi 1:1 z Polską. W ćwierćfinale w Gdańsku lepsi okazali się Niemcy, którzy wygrali 4:2. Postawę zespołu na turnieju w Polsce i Ukrainie uznano w Grecji za sukces i przedłużono umowę z Santosem. Grecy bez większego problemu (bilans 8–1–1) zakwalifikowali się też do kolejnego wielkiego turnieju – mistrzostw świata w Brazylii. W pierwszym meczu przegrali co prawda z Kolumbią (0:3), ale późniejsze remisy z Japonią (0:0) i wygrana z Wybrzeżem Kości Słoniowej (2:1 po golu Jorgosa Samarasa z rzutu karnego w doliczonym czasie gry) wystarczyły, by po raz pierwszy w MŚ wyjść z grupy. W 1/8 finału zmierzyli się z Kostaryką. Przegrali ten historyczny mecz po serii rzutów karnych. Santos oglądał ją z szatni, bo tuż przed rozpoczęciem strzelania jedenastek został wyrzucony z boiska przez sędziego za niesubordynację. Kilka godzin po starciu z Kostaryką wracał już do Grecji, ale tylko po to, by się spakować i wrócić do ojczyzny. Kontrakt Santosa z grecką federacją nie został przedłużony.
Doświadczony szkoleniowiec uspokoił nastroje. Wygrał swój pierwszy mecz z Danią 1:0, a później wprowadził zespół do turnieju finałowego. A co działo się na boiskach we Francji, większość kibiców zapewne doskonale pamięta. Portugalia została mistrzem Europy, między innymi dzięki wyeliminowaniu Polski w ćwierćfinale po serii rzutów karnych. To był niesamowity turniej w wykonaniu ekipy Santosa. W fazie grupowej Portugalczycy zremisowali wszystkie trzy mecze (1:1 z Islandią, 0:0 z Austrią, 3:3 z Węgrami) i szczęśliwie awansowali do 1/8 finału z trzeciego miejsca. W 1/8 finału po dogrywce wyeliminowali Chorwację, później był mecz z Polską, a w półfinale zwycięstwo 2:0 z Walią. To był jedyny mecz w tym turnieju, który Portugalia wygrała po 90 minutach gry. Do pokonania Francji w finale (1:0) potrzebowała bowiem dogrywki. Fernando Santos za doprowadzenie reprezentacji do mistrzostwa Europy został odznaczony w ojczyźnie Orderem Zasługi.
Kolejne wyzwania podejmie już z reprezentacją Polski. 24 stycznia 2023 roku został zaprezentowany jako nowy selekcjoner Biało-Czerwonych.
Zapis konferencji prasowej z udziałem nowego selekcjonera reprezentacji Polski poniżej.
Źródło: PZPN