- Prezes to brzmi dumnie, ale ja do tego tak nie podchodzę – mówi Mariusz Pawełek. - Jestem lubomianinem. Tu się wychowałem, tu mieszkam i nie zamierzam się stąd ruszać. Ta funkcja w środowisku, z którego wyrosłem i w którym żyję, jest pewnego rodzaju moim podziękowaniem za szansę, którą mi dano gdy byłem dzieckiem. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, którzy mi zaufali i razem z nimi, wspólnie jesteśmy wieloosobowym prezesem. Formalnie Czesław Porwoł jest moim zastępcą, Monika Biły skarbnikiem, a w zarządzie są: Ewa Czajka, Kasia Paleta, Jerzy Biły, Marcin Porwoł, mój brat Robert Pawełek i Krzysiu Skorupski. Działamy razem. Spotykamy się co dwa tygodnie, albo raz na miesiąc. Wyznaczamy działania, bo mamy pomysły i plany. Kontrolujemy co udało się zrobić i mobilizujemy się nawzajem. Przede wszystkim chcemy poprawić infrastrukturę. Pewne etapy, oczywiście dzięki pomocy Urzędu Gminy, który można nazwać naszym głównym sponsorem, już zostały zrobione, ale gdybyśmy nie dali wyraźnego sygnału i nie pokazali czego potrzebujemy to nie byłoby ocieplenia dachu czy innych napraw, które nie rzucają się w oczy, ale były bardzo ważne dla naszego obiektu. Za dwa lata będziemy obchodzić 100-lecie i chcemy przy wsparciu wójta Czesława Burka rozwijać swoje pomysły i projekty, dzięki którym będziemy mogli zbudować w Lubomii coś fajnego. Udało się w Nieboczowach i w Syrynii to będziemy dążyć do tego, żebyśmy u nas też mieli się czym pochwalić. Mam nadzieję, że w tym roku uda się pozamykać tematy, o których rozmawiamy z wójtem oraz ze sponsorami i poprawimy naszą infrastrukturę. Myślimy też oczywiście o wyniku sportowym. Chcielibyśmy być w tabeli jak najwyżej, ale w tym sezonie nie nastawiamy się na awans. Może na 100-lecie klubu taki „prezent” będzie odpowiedni.
Kibice w Lubomii marzą o szybkim powrocie Silesii do klasy okręgowej, a Mariusz Pawełek, na co dzień pracujący jako trener bramkarzy w II-ligowym GKS-ie Jastrzębie, nie tylko zza biurka, ale także na boisku chce się do tego przyczynić.
- Wszystkie grupy dziecięce i młodzieżowe w naszej gminie trenują w strukturach Młodzieżowego Klubu Sportowego Gmina Lubomia – wyjaśnia Mariusz Pawełek. - My mamy więc w klubie tylko zespół seniorów, do którego zapraszamy i zachęcamy młodych chłopców. Nie robimy niczego na siłę. Jeżeli spodoba się trening i zawodnik zadeklaruje chęć gry u nas to zostaje. Nikogo nie zmuszamy, ale jednocześnie uważam, że przejście w młodym wieku do piłki seniorskiej bardzo dużo daje zawodnikowi. Pozwala okrzepnąć i nabrać pewności siebie. Pamiętam swoje młodzieńcze lata, w których jako junior zostałem rzucony na głębokie wody i musiałem utrzymywać się na powierzchni. Co ciekawe, na początku swojej piłkarskiej kariery w Silesii byłem prawym obrońcą, a teraz, po tych wszystkich latach spędzonych głównie między słupkami, znowu gram w naszym klubie tam gdzie jestem najbardziej potrzebny. Jak trzeba to w bramce, ale były też występy w ataku na „dziewiątce” i strzelane przeze mnie gole, w zależności ilu ludzi jest do grania. Czasem zdarzają się bowiem kontuzję albo inne powody absencji, a przy 15-16-osobowej kadrze niełatwo tym stanem osobowym zarządzać. Tej roli podjął się Damian Mikołowicz. Nasz nowy trener, który jest asystentem w II-ligowym zespole GKS-u Jastrzębie, do tej pory głównie pracował z młodzieżą. Widzę, że ma to coś, czyli fajne podejście, bo obserwowałem go przez pół roku współpracy w sztabie szkoleniowym jastrzębskiej drużyny. W Silesii postawiliśmy właśnie na pracę. Wiem, że praca się obroni, a to znaczy, że w przyszłości możemy mieć pociechę z naszych zawodników. Ponieważ Damian dopiero wszedł w naszą drużynę staram się mu też podpowiadać i pomagać. Uważam, że w takich zespołach jak nasz najważniejsza jest atmosfera i dlatego w amatorskiej piłce nie można „przeklejać” metod treningowych z futbolu zawodowego. Tu trzeba wyczuć ten złoty środek, a ja dopóki będę na chodzie to na pewno będę biegał po boisku, bo to jest mój kawałek życiowej podłogi. Cieszy mnie to i dopóki zdrowie będzie dopisywało będę do dyspozycji trenera.
Prezes, zawodnik, trener to tylko część życia Mariusza Pawełka, który jest jeszcze mężem, ojcem i biznesmenem.
- Dużo się dzieje w moim życiu – dodaje Mariusz Pawełek. - Prowadzę siłownię w Lubomii nie tylko dlatego, żebym po zakończeniu piłkarskiej kariery mógł dalej dbać o swój wygląd i nie zerwać gwałtownie z profesjonalnymi obciążeniami. Trenowałem przecież na wysokich obrotach przez 25 lat więc jestem świadomy, że takie nagłe wyhamowanie – co widzę patrząc na niektórych kolegów z boisk ekstraklasy – bywa trudne i szybko odbija się na sylwetce. Ja jednak wszedłem w ten biznes także dlatego, żeby młodzież miała możliwość aktywnego spędzenia czasu. Chciałem oderwać ich od chodzenia po parkach i bezczynności, bo to się zwykle kiepsko kończy. Pamiętam nawet taki incydent, który obrazuje to o czym mówię. Kosiłem boisko i podczas tej mojej jazdy traktorkiem zobaczyłem dymek unoszący się obok budynku klubowego. Przestraszyłem się, myśląc, że coś pali więc pobiegłem zobaczyć co się dzieje, ale gdy dobiegłem zobaczyłem... młodzież „puszczającą dymka”. Nasza rozmowa nie była co prawda miła, ale jej efektem, ku mojemu zaskoczeniu, była wizyta tej właśnie grupy na mojej siłowni. Przyszli i zapytali czy mogą trenować. Ucieszyłem się i szeroko otworzyłem im drzwi, a najbardziej zadowolony byłem z tego, że ten najbardziej zacięty i zażarty w dyskusji ze mną nie tylko sam zaczął ćwiczyć, ale zaprosił jeszcze swoją dziewczynę. Zbudowany jestem taka reakcją, bo wiedzę, że można zmieniać ludzi dając im możliwość wyboru. Tak właśnie działamy w Silesii. Zapraszam wszystkich i każdemu dajemy szansę.
Mariusz Pawełek ma też pomysł na to jak dać młodzieży dobry przykład.
- Pamiętam czas gry w Wiśle Kraków i nasze wizyty w szkołach – przypomina Mariusz Pawełek. - Co dwa tygodnie chodziliśmy trójkami i spotykaliśmy się z uczniami. Opowiadaliśmy im nie tylko o naszej grze, wynikach i treningach, ale odpowiadaliśmy też na pytania o naszym życiu. Nie mówię, że to ma być tylko sportowy kierunek, bo można także zapraszać pisarzy czy przedstawicieli innych zawodów, żeby młodzież zobaczyła jak duże ma możliwości. Ja oczywiście namawiam do wizyt sportowców, bo mamy orliki, mamy hale i coraz lepsze boiska, ale często stoją puste. Trzeba więc „nakręcać” dzieci, dać im przykłady i próbować rozruszać środowiska szczególnie w małych miejscowościach, bo wiem, że taka odskocznia może bardzo dużo zmienić w życiu. Żona mi czasem nawet zwraca uwagę, że choć już zakończyłem karierę to i tak w dalszym ciągu najwięcej czasu poświęcam sportowi. Obiecuję Iwonie i dzieciom, że to się zmieni, ale dalej właśnie w piłce nożnej jestem w swoim żywiole, do którego wskoczył już także najstarszy syn. Kuba ma 16 lat i jest w Odrze Wodzisław Śląski. Był nawet na zimowym zgrupowaniu III-ligowej drużyny i razem z wyróżniającymi się juniorami ma chodzić na zajęcia seniorów, ale na co dzień dalej gra w MKP Odra Centrum Wodzisław Śląski. Tam spotykają się z rówieśnikami z Górnika Zabrze, Rakowa, Piasta i innych czołowych śląskich klubów, ale będę się upierał, że lepsze dla ich piłkarskiego rozwoju byłoby ich granie w seniorach, nawet w klasie A. Chętnie przyjąłbym ich więc do swojego zespołu. Natomiast 9-letnia Oliwia i 7-letni Franek póki co bawią się sportem. Córka ma gimnastykę i tańce, a młodszy syn zaczął zajęcia w przedszkolu Górnika Zabrze i dojeżdżał rok do Raszczyc. Teraz jest już jednak bliżej domu czyli trenuje w MKS-ie Gmina Lubomia, a to jak daleko dojdzie w swoim życiu zależeć będzie przede wszystkim od niego. Mnie udało się dojść do mistrzostwa Polski oraz gry w reprezentacji i jestem z tego dumny, to wcale nie jest granica możliwości.