- Jeszcze jako zawodnik MKS Żory, w którym grałem w Lidze Międzywojewódzkiej, czyli ówczesnej III lidze, w 1981 roku zostałem pracownikiem KWK Krupiński – przypomina Marian Neumann. – Można powiedzieć, że startowałem tu od samego dołu, bo w 1984 roku przy kopalni Krupiński powstał klub, a dyrektor kopalni Jan Bednarz postawił zawodnikom pracującym w Suszcu warunek: kto chce być dalej górnikiem Krupińskiego musi grać w Suszcu, a tych którzy nie chcieli oddelegował na kopalnię ZMP w Żorach. Ponieważ tu się urodziłem i mieszkałem w pobliżu kopalni zmieniłem barwy i od klasy B przeszedłem szybką drogę awansując rok po roku do klasy okręgowej. W wieku 27 lat zakończyłem jednak występy, bo zerwanie więzadeł w tamtych czasach, a to był rok 1988, oznaczał koniec gry. Nie zerwałem jednak z klubem, bo zacząłem działać. Najpierw byłem gospodarzem, później trenerem z Wieśkiem Dereszem prowadząc zespół w okręgówce, a od 16 lat jestem prezesem.
- Do jakich chwil swojej piłkarskiej przygody wraca pan najchętniej?
- Z lat juniorskich najmilej wspominam powołanie do kadry śląska, w której grali wtedy między innymi Waldemar Matysik czy Józef Wandzik. Niestety gdy mieliśmy jechać na turniej do Francji pojawiły się problemy zdrowotne przez które musiałem się wycofać z tak intensywnego uprawiania sportu. A w Krupińskim mogę się pochwalić, że w Pucharze Polski 30 lat temu doszliśmy do szczebla centralnego i pokonaliśmy III-ligową wtedy Koronę Kielce 3:1, a ja strzeliłem wtedy gola na 1:0. Nie rozgrywaliśmy jednak tego meczu w Suszcu, bo na naszym starym boisku, na którym wygraliśmy rywalizację na szczeblu wojewódzkim, nie pozwolono nam wtedy grać meczu w rozgrywkach centralnych, więc gospodarzami byliśmy w Żorach, gdzie w następnej rundzie przegraliśmy 0:2 z II-ligową Avią Świdnik.
- A jako działacz kiedy cieszył się pan najbardziej?
- Najbardziej niezwykły był pierwszy awans do IV ligi. W 1993 roku na finiszu sezonu mieliśmy stratę do drużyny Czarnych Gorzyce, mającej bogatych sponsorów, którzy byli pewni awansu. Ale w ostatniej kolejce oni przegrali z Górnikiem Radlin, a my grając na swoim boisku pokonaliśmy Krzyżanowice. Z oddanym klubowi całym sercem Piotrem Swobodą byliśmy wtedy na meczu Czarnych i po ostatnim gwizdku szybko jechaliśmy do Suszca, gdzie wszyscy czekali na wiadomości. Wtedy nie było telefonów komórkowych czy internetu i wyniki nie rozchodziły się tak szybko jak teraz. Dlatego radość gdy przyjechaliśmy z informacją o awansie była nie do opisania. Jeden z ciekawszych meczów był też na boisku Uranii w Kochłowicach. U nas grał Grzegorz Święty, bardzo bramkostrzelny zawodnik, a trener Janusz Pancer kupił sobie nowe buty piłkarskie, takie bardzo drogie, adidasy. Kiedy je nasz napastnik zobaczył zapytał trenera, czy da mu te buty za hat-tricka? Trener się zgodził i… stracił buty, bo Świenty strzelił trzy gole, a jednego ze środka boiska i dostał korki.
- Jaki jest dzień dzisiejszy Krupińskiego?
- Dzisiejsze czasy są trudne, bo klub który związany jest z kopalnią Krupiński przeżywa te same problemy co jego imiennik i żywiciel. Tam mieliśmy pracę dla naszych brygad przynoszących dochód, a teraz jest to ograniczone. Dlatego po czterech spędzonych w IV lidze od początku tego sezonu gramy w okręgówce i po rundzie jesiennej zajmujemy 14 miejsce i walczymy o utrzymanie. Widać jednak światło w tunelu i mam nadzieję, że będzie dobrze. Mamy boisko, nowe, na odpowiednim poziomie, czego nie mieliśmy przez tyle lat grając w dużo lepszym składzie. A byli u nas ligowcy Andrzej Gramza z ROW Rybnik, Bolek Buchalik z Odry Wodzisław, Edek Kokoszka z GKS Jastrzębie, a z bramkarzy Staszek Sobala, Jarek Matusiak, natomiast trenerem był Paweł Sibik, uczestnik mistrzostw świata w Korei i Japonii.
- Synowie też przesiąknęli piłkarską pasją?
- Obaj od najmłodszych lat związani byli z Krupińskim. Obaj mieli też tego samego pecha co ja i kontuzje kolana eliminowały ich z gry, ale ponieważ żyjemy w czasach, w których operacja więzadeł umożliwia powrót na boisku, starszy Arek już wrócił, a młodszy Mateusz jest w trakcie rehabilitacji i wszystko jest na dobrej drodze.
- Jak układa się współpraca z władzami samorządowymi?
- Kiedyś był to problem, ale po zmianie władz od pewnego czasu ta współpraca wygląda coraz lepiej. Wójt Marian Pawlas jest przyjacielem klubu i nie odcina się od naszych problemów tylko stara się pomóc.
- Jaki macie plan na 2018 rok?
- Celem jest utrzymanie, ale nie znaczy to, że świat się zawali gdy spadniemy. Najważniejsze jest teraz praca z młodzieżą. Założyliśmy szkółkę piłkarską, w której szkolimy już dzieci z rocznika 2010. Mamy cztery zespoły młodzieżowe i dwa seniorskie, bo rezerwy grają w klasie B. W sumie mamy około 100 zarejestrowanych zawodników. Chcemy, żeby grało jak najwięcej naszych mieszkańców, spośród których najwyżej doszedł Przemysław Brychlik obecnie grający w ROW 1964 Rybnik. Grał też u nas kiedyś Janusz Piksa, który trafił do Krupińskiego z Baranowic, a następnie przez wiele lat występował w GKS Jastrzębie. Mamy nadzieje, że tą drogą pójdą kolejni wychowankowie i jeszcze bardziej rozsławią Suszec i Krupińskiego.