- Mając 14 lat, a w więc w wieku trampkarza trafiłem do klubu, w którym jestem do dzisiaj – mówi Alojzy Zakrajewski. - W piłkę grałem, do 28 roku życia, występując w klasach okręgowej i terenowej, bo nazwy się zmieniały. A kiedy rodzina i praca wymagały większej ilości czasu pożegnałem się z boiskiem i zostałem działaczem. Już w wieku 27 lat wszedłem do zarządu, w którym przez jedną kadencję byłem wiceprezesem, ale nie o funkcje mi chodziło tylko o pracę dla ludzi. Łączyłem też swoją klubową działalność z działalnością w Podokręgu Tychy, w którym jestem już 10 lat. Zawsze była tu mocna grupa, pełna pomysłów i nawet gdy prezes Henryk Kula odszedł do Śląskiego Związku Piłki Nożnej, choć obawiałem się trochę jak sobie nasz zarząd poradzi bez niego, udało się z prezesem Piotrem Swoboda, który ma też doświadczenie w kierowaniu ludźmi, kontynuować marsz w dobrym kierunku. Uważam, że dajemy sobie radę.
- Do którego meczu najchętniej wraca pan pamięcią?
- Był taki mecz, który wszyscy starsi kibice w Łące pamiętają do dzisiaj. Gdy 31 sierpnia 1975 roku w lidze okręgowej podejmowaliśmy na naszym boisku MK Górnik Katowice na trybunach było prawie 5 tysięcy widzów.
- Co ich przyciągnęło?
- Nie przyszli na nasze spotkanie tylko... zobaczyć reprezentację Polski, która przygotowując się do meczu z Holandią, wygranym zresztą na Stadionie Ślaskim 4:1, w trakcie zgrupowania, w ramach relaksu przyjechała do Łąki. Ówczesny kierownik reprezentacji Henryk Loska i nasz prezes Czesław Czerwionka, tak to dograli, że wszyscy kadrowicze pojawili się na naszych trybunach. Przegraliśmy 2:4, a jedną z bramek straciliśmy, bo... patrzyliśmy jako autokar z Deyną, Latą i innymi gwiazdami z trzeciej drużyny mistrzostw świat wjeżdża na stadion, a goście wykorzystali nasze zagapienie.
- Na jakiej pozycji pan grał?
- Moją ulubioną pozycją był środek pomocy, ale na potrzeby drużyny przekwalifikowałem się na środkowego napastnika i w tej roli w wyjazdowym mecz w Lędzinach, gdzie po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:3, strzeliłem trzy gole i zdobyliśmy punkt za remis 3:3. Jedną z bramek zdobyłem z karnego kopiąc... w trawę i lekko przestraszony patrzyłem, czy bramkarz leżący w rogu bramki zdoła się podnieść, bo piłka ledwo, ledwo toczyła się po murawie, ale wpadła do siatki.
- Z czego najbardziej cieszył się pan jako działacz?
- Pamiętam awans do IV ligi wywalczony na boisku w Górze. Wygraliśmy tam 3:2 i to był naprawdę mecz na wysokim poziomie. Jednak najlepszy mecz, a właściwie najlepszą drugą połowę, zagraliśmy w Żywcu, gdzie Koszarawa, prowadzona przez Marcina Brosza, była faworytem i zwyciężyła 2:1. Ale po wygranej 2:0 pierwszej połowie gospodarze w drugiej części meczu stracili gola i do końca musieli się bronić, bo atakowaliśmy non stop. Bardzo dobrze zagraliśmy też na wyjeździe z Przyszłością Rogów, remisując 2:2, a siedzący na trybunach uznani trenerzy Franciszek Smuda i Ryszard Wieczorek po meczu gratulowali nam gry.
- To były najprzyjemniejsze momenty?
- Za taki uważam awans z klasy A do okręgówki. W LKS Łaka grali wtedy sami wychowankowie i to w dodatku w 18-osobowej kadrze było 13 młodzieżowców. W tej drużynie grał mój najstarszy z trzech synów Tomek. pozostali dwaj synowie nie przejęli jednak po mnie piłkarskiej pasji i wnuka też nią nie zaraziłem.
- Czy dzisiaj LKS Łąka też młodzieżą stoi?
- Potrzebujemy kilku lat żeby wychować kolejne pokolenie. Mamy bowiem „lukę”. Cztery grupy rocznikowe, czyli trampkarze, młodzicy, orlicy i żaki spisują się znakomicie w swoich ligach, bo są w tabelach na 1 miejscu, ale nie mamy juniorów. Musimy więc czekać aż nasi adepci futbolu dorosną. Z tym, że nie tylko w Łące jest problem z przechodzeniem do wieku seniora, bo do 15 roku życia młodzież trenuje i nagle, gdy już teoretycznie może grać w seniorach to zrywa kontakt z klubem.
- Przed wami niedzielne derby z Iskrą o punkty w rozgrywkach ZINA Klasa Okręgowa - I grupa. Jesteście gotowi do walki na boisku w Pszczynie?
- Będzie ciężko, bo mamy kilka poważnych ubytków kadrowych. Najbardziej mi żal, że Maślorz w ostatnim meczu z Unią Kosztowy uszkodził więzadła krzyżowe. Widziałem go w środę o kulach i jego występ w derbach jest wykluczony, a to dla nas bardzo ważne ogniwo zespołu. Na pewno się jednak nie poddamy, bo derby to wyjątkowa sprawa.