Urodzony 1 września 1963 roku wychowanek Koszarawy oraz zawodnik Czarnych Żywiec piłkarską przygodę przerwał w wieku juniora. W dodatku gdy na czas studiów na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego przeprowadził się do Katowic zaczął uprawiać lekkoatletykę.
- Grając w piłkę byłem pomocnikiem - mówi Dariusz Mrowiec. - Lubiłem biegać i dlatego w AZS Uniwersytet Śląski trafiłem do sekcji lekkoatletycznej. Przez 3 lata trenowałem sprint i z tego okresu najbardziej utkwił mi w pamięci bieg naszej sztafety na Mistrzostwach Polski Uniwersytetów. Gdy przejmowałem pałeczkę byliśmy na piątej pozycji, ale wyprzedziłem dwóch rywali i zdobyliśmy brązowe medale.
- Jak wrócił pan do piłki nożnej?
- Najpierw zakończyłem treningi lekkoatletyczne, a następnie ukończyłem studia i wróciłem do Żywca. Tu zacząłem pracować zaczynając od działalności gospodarczej, z której trafiłem do Górala i w latach 1993-1994 byłem w tym klubie zastępcą dyrektora, a następnie założyłem Żywiecką Agencję Rozrywkową, która zajmowała się między innymi organizacją koncertów. Później byłem w Biurze Usług Promocyjnych, a od 2005 roku pracuję w MOSiR Żywiec. Przez cały ten czas, od 1992 roku byłem już jednak znowu blisko piłki, a wszystko przez kurs sędziowski. W 1992 roku zdałem bowiem egzamin i tak mnie to wciągnęło, że zostałem pasjonatem. Co prawda jako arbiter główny doszedłem do IV ligi, a w roli asystenta sędziowałem III ligę, ale za mojej kadencji Przewodniczącego Kolegium Sędziów na boiska szczebla centralnego przebili się Tomasz Wajda, Dawid Bukowczan i Daniel Kruczyński, do których dołączyła Patrycja Marek w kobiecej piłce. Te awanse nie urodziły się same. To był efekt naszego systemu szkolenia sędziów. Polegał on na dużej liczbie prowadzonych spotkań, bo ja sam mam ich na koncie około dwa tysiące oraz na dokładnej analizie każdych zawodów. Po meczu, wracając do domu, w samochodzie na gorąco dyskutowaliśmy o tym co było dobre, a co złe. Przegadaliśmy wiele godzin podpowiadając sobie co należy zrobić, żeby następny mecz poprowadzić jeszcze lepiej. I to zdało egzamin. Nie zawsze było różowo, bo były spotkania, po których nawet za dobre decyzje trzeba było wysłuchiwać skarg i obelg, ale to jeszcze bardziej mobilizowało.
- Czy sędziowskie doświadczenia pomagają w roli prezesa Podokręgu Żywiec?
- Ułatwiają kontakt z ludźmi. Znam kluby i działaczy w naszym podokręgu. Żartuję, że większości z nich dawałem żółte kartki, a czasem nawet usuwałem z boiska. Wiem jednak, że oni też są pasjonatami i dlatego potrafimy znaleźć wspólny język. Rozumiemy też, że razem możemy coś dobrego zbudować. A najważniejsza jest piłka młodzieżowa. Organizujemy na przykład turniej z okazji Dnia Dziecka i w okolicach 1 czerwca dla 10-11-letnich uczestników mamy 40 piłek. Byliśmy też autorami pomysłu, który u nas wprowadziliśmy na zasadzie programu pilotażowego, dotyczącego usuwania za przekleństwa na 2 minuty z boiska zawodników w rozgrywkach młodzieżowych. Sprawdziło się i ten zapis został wprowadzony do regulaminu rozgrywek Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Mamy też pomysł, który ma ułatwić działalność drużynom seniorskim, bo chcemy przekazać klubom 7 lap-topów dla kierowników drużyn z klasy A i przed kolejnym sezonem tak samo wyposażyć kolejne 7 klubów. To pozwoli skrócić czas potrzebny na wypełnianie sprawozdań i prowadzenie "buchalterii" związanej z rozgrywkami. Pomysłów mamy dużo i dlatego z optymizmem zamykamy 70-lecie działalności i otwieramy następny rozdział.