- Jak ocenia pan swoją piłkarską karierę od Victorii Jaworzno zaczynając, poprzez: Gwarek Zabrze, Polonię Bytom, Orzeł Bobrowniki, Górnik Jaworzno, GKS Katowice, Wartę Zawiercie, Czarnych Żagań, Hutnika Kraków, Szczakowiankę Jaworzno, Unię Ząbkowice, Zagłębiaka Dąbrowa Górnicza, Pioniera Ujejsce i Łazowiankę, po Przemszę Okradzionów?
- Ci którzy niewiele osiągnęli często, wspominając swoje boiskowe występy mówią o karierze - wyjaśnia Jordan Maciejowski. - Natomiast tacy zawodnicy, jak na przykład pięciokrotny mistrz Austrii, gdzie był piłkarzem roku i królem strzelców, a także zdobywca Pucharu Austrii i Niemiec oraz 10-krotny reprezentant Polski Radek Gilewicz, z którym mam okazję spotykać się w Reprezentacji Śląska Oldbojów, używają sformułowania "przygoda piłkarska". Ja też będę więc mówił o przygodzie, którą przerwała kontuzja. Bardzo wcześnie musiałem skończyć marzenia o grze w piłkę na wyczynowym poziomie i moje sportowe plany się nie spełniły. Pozostały tylko występy amatorskie na szczeblu regionalnym. Mimo to czuję się spełniony, choć z czasów pobytu w ekstraklasowym GKS Katowice, mogę się pochwalić tylko jednym oficjalnym występem w pierwszym zespole, w meczu Pucharu Polski z ŁKS Łódź.
- Jak pan wspomina ten okres przejścia z boiska do... codziennego życia bez piłki?
- Z dnia na dzień, człowiek kochający to co robi, musiał znaleźć nowy sposób życia. Trzeba było iść do pracy i zabrać się za naukę, która w czasach gry w piłkę od najmłodszych lat, zeszła na drugi plan. Skończyłem dwie uczelnie, bo najpierw była Akademia Wychowania Fizycznego, a następnie Akademia Ekonomiczna, ale paradoksalnie nie mam dzisiaj nic wspólnego ze zdobytymi na nich zawodami. Prowadzę bowiem własną firmę, zajmującą się usługami komunalnymi i czystościowymi, a przy piłce zostałem jako oldboj i... ojciec.
- Czym jest dla pana gra w oldbojach?
- Jako oldboj gram dla przyjemności i mogę się pochwalić występami w Reprezentacji Śląska Oldbojów oraz tytułem mistrza Polski, wywalczonym przez Gwarka Zabrze i to dwukrotnie. W latach 2015 i 2017, zorganizowana przeze mnie drużyna, zwyciężyła w Halowych Mistrzostwach Polski tradycyjnie odbywających się w Zawierciu. W tym roku jako obrońca tytułu zakończyliśmy rywalizację na czwartym miejscu, przegrywając mecz o miejsce na podium z drużyną Zagłębia Dąbrowskiego.
- Kto tworzy zespół oldbojów Gwarka Zabrze?
- W naszym zespole grają bramkarze Tomek Murzyn i Andrzej Urbańczyk oraz występujący w polu Marcin Adaszek, Marcin Malinowski, Arek Butrykowski, Marcin Domagała, Kamil Kosowski, Adrian Sikora czy Jarek Czarnecki. Jest wielu fajnych kolegów z przeszłością od reprezentacyjnej, przez międzynarodową, ekstraklasową po I i II-ligową. Skład mamy fajny, ale najważniejsze jest to, że od 25 lat, czyli od czasów szkolnych, trzymamy się razem. A co najciekawsze, za każdym razem gdy się spotykamy i wspominamy te same historie, śmiejemy się z nich jakbyśmy je opowiadali pierwszy raz.
- Do jakiego meczu wracacie najczęściej?
- Mój najbardziej pamiętny mecz to... dwumecz, czyli finał mistrzostw Polski juniorów Gwarek - Hutnik Kraków z 1994 roku. Choć tyle już lat minęło ciągle nie możemy sobie darować tego, że zeszliśmy z boiska pokonani. Mieliśmy przecież wspaniałą drużynę, bo wystarczy, że wymienię napastników Marcina Kuźbę i Piotrka Gierczaka, czy Marcina Malinowskiego. Mało tego. W sumie siedmiu zawodników z tamtej jedenastki zaistniało w piłce, bo zagrało w lidze co najlepiej świadczy o tym jaką dysponowaliśmy siłą. To, że mogłem być w tym zespole jest dla mnie na pewno wyjątkowym wspomnieniem, a to że jestem teraz członkiem zarządu Gwarka pozwala mi do tamtych lat wracać.
- Czym dla pana są powołania do Reprezentacji śląska Oldbojów?
- Reprezentację Śląska Oldbojów traktuję jako... przywilej. Cieszę się, że mogę przyjechać i pograć w piłkę z zawodnikami, którzy wiele w futbolu osiągnęli. To dla mnie zaszczyt, a przy okazji robię to co lubię. Przyjeżdżam, wybiegam na boisko i cieszę się nie traktując wyniku jako priorytetu. Istotniejsze jest to, że... po meczu się pośmiejemy, pożartujemy, powspominamy. Mieliśmy na przykład takie wydarzenia jak mecz na otwarcie Stadionu Śląskiego w obecności kilkunastu tysięcy ludzi, czy wyjazd do Irlandii na zaproszenie tamtejszej Polonii.
- A jak się pan realizuje jako ojciec piłkarza?
- Syn, który 3 stycznia skończył 16 lat, trenuje w GKS Katowice i broni w zespołach U17 i U19. Przed nim cała piłkarska droga. Mateusz ma dobre warunki fizyczne, ale staram się mu wpajać, że najważniejsza jest praca. Jest w klasie sportowej więc zajęcia ma poukładane, ale ja, starając się z nim być na popołudniowych zajęciach, wychodzę z domu o godzinie 5.30 rano i wracam po 20.00, przez co cierpi córka. Marysia ma 7 lat i niestety jest przeze mnie trochę zaniedbana sportowo, ale powiedziałem sobie, że muszę się też przyłożyć do jej rozwoju ruchowego i wozić na pływanie czy inne zajęcia. Nie chcę jej pchać na siłę w sport, ale jeżeli się jej to spodoba to będę się cieszył. To jednak musi być jej wybór. Ale nie pozwolę, żeby cały dzień siedziała w domu przy komputerze czy telefonach. Na szczęście żona myśli podobnie. Sylwia nie miała jednak nic wspólnego ze sportem i najbardziej dziwi się, że zawodnicy spotykają się godzinę przed meczem. Często słyszę więc od niej: skoro macie mecz o trzeciej to nie wystarczy wam się spotkać za pięć trzecia? Po 17 latach małżeństwa ciągle nie mogę jej wytłumaczyć o co w tym chodzi.