- Co to za styl?
- To taniec z mojej ulubionej gry komputerowej, która nazywa się Fortnite i bardzo mi się podoba – mówi Szymon Zielonka.
- Ile razy wykonałeś ten taniec w tym sezonie?
- To był debiut. Gra niedawno pojawiła się na komputerowym rynku, a ja dopiero pierwszy raz w tej rundzie miałem okazję cieszyć się po strzeleniu gola. Co prawda często przy stałych fragmentach gry melduję się pod bramką przeciwnika, bo u nas wszyscy obrońcy mają za zadanie wchodzić w takich sytuacjach w pole karne przeciwnika, ale wcześniej nie udało się pokonać bramkarza rywali. Ćwiczymy ten element na treningach i cieszę się, że wreszcie udało mi się zdobyć bramkę.
- Czy mecz derbowy był dla ciebie wyjątkowym wydarzeniem?
- Wydaje mi się, że dla wszystkich zawodników naszej drużyny to był właśnie najważniejszy mecz w lidze. Nawet gdybyśmy grali z kimś innym o miejsce na szczycie tabeli to jednak derby byłyby i tak na pierwszym miejscu. To jest takie spotkanie, przed którym każdy wie że musi podejść do gry z pełnym zaangażowaniem i skoncentrowany na 100 procent.
- Jesteś wychowankiem Rozwoju?
- Tak. Od początku gram w tym klubie. Trafiłem do niego mając 6,5 roku i zaczynałem pod okiem trenera Woźnicy, ale rok później spotkałem się tu z trenerem Mogilanem, który po przyjściu z GKS Katowice od razu przejął naszą grupę.
- Który mecz wspominasz najchętniej?
- Ten z GieKSą na pewno bardzo dobrze zapamiętam, ale mam też w swojej przygodzie z piłką kilka innych pamiętnych spotkań, bo graliśmy prestiżowe mecze i wygrywaliśmy na przykład z Ajaksem Amsterdam, Herthą Berlin, czy Bayerem Leverkusen. Będę je także długi i miło wspominał, jednak żaden nie był jeszcze „meczem życia”. Mam, nadzieję, że taki dopiero przede mną.
- Zawsze grałeś jako obrońca?
- Tak. To jest moja nominalna pozycja, ale czasem gram też w środku pola jako defensywny pomocnik. Na obronie czuję się jednak najlepiej.
- Nie ciągnie cię do gry w ataku?
- Nie. Gole mogę strzelać także jako obrońca i staram się to robić wychodząc do przodu przy stałych fragmentach gry.
- Jak daleko masz do gry w pierwszej drużynie Rozwoju?
- Jest kilku zawodników z naszej drużyny, którzy są bliżej, ale nie rezygnuję tylko wierzę, że ciężką pracą uda mi się osiągnąć ten cel. Na ten rok założyłem sobie, że fajnie by było gdyby udało się zadebiutować w II lidze, a jak nie to chciałbym, żeby nasza drużyna w lidze juniorów wywalczyła miejsce w ścisłej czołówce i pokazała wszystkim, że potrafimy dobrze grać w piłkę.
- Masz swoich wiernych kibiców?
- Rodzice Grzegorz i Agnieszka są na każdym moim meczu. Nie mieli nic wspólnego ze sportem, ale od kiedy zacząłem grać to są zawsze ze mną, a także z moim trzy lata młodszym bratem Nikodemem. On też gra w Rozwoju, ale na skrzydle i chyba ma więcej techniki.
- Któremu klubowi kibicujesz?
- W polskiej lidze kibicuje się GieKSie, bo to klub Katowic, a z europejskich klubów najbardziej podoba mi się Manchester United, natomiast moim ulubionym piłkarzem jest Wayne Rooney. Co prawda nie gra na mojej pozycji, ale gdy zaczynałem grać w FIFĘ to wybierałem właśnie Manchester United i jego.
- Co musisz zrobić, żeby zagrać na jego poziomie?
- Do tego można dojść tylko ciężką pracą, ale spotykając się z wielkimi gwiazdami futbolu mogłem się przekonać, że to są normalni ludzie. Z Arkiem Milikiem znamy się wszyscy. Ponadto przybiłem piątkę z Rudim Voellerem gdy byliśmy na turnieju w Leverkusen, gdzie jeździliśmy na obozy. Spotkaliśmy się w klubowej restauracji i przywitał się z wszystkimi którzy byli na sali. Była też okazja zobaczenia z bliska Edwina van der Sara gdy byliśmy w Amsterdamie czy Roberta Lewandowskiego podczas pobytu w Dortmundzie. Bardzo przyjemne uczucie być tak blisko idola i wielkiej gwiazdy.
- Czy piłkę nożną traktujesz jako przyszłą pracę?
- Nie widzę innej alternatywy. Jestem w pierwszej klasie liceum i choć jeszcze za wcześnie na myślenie o tym co będzie dalej to przygotowuję się do matury. Lekcje są przyjemne, ale całe moje hobby to sport, któremu podporządkowuję wszystko w moim życiu.