- 35 lat temu były zupełnie inne czasy niż mamy teraz – mówi Jerzy Chłód. – Dzisiaj dziecko w klubie ma wszystko, a my wtedy nie mieliśmy niczego. Zbieraliśmy się na łące, stawialiśmy kamienie, które oznaczały bramki i o słupkach czy siatce nawet nikt nie myślał. Biegaliśmy za piłką w trampkach, a o butach piłkarskich można było tylko pomarzyć. Przy boisku stała buda, w której można się było przebrać, a przepocone ubrania wieszało się na płocie. Budynek klubowy, szatnie czy prysznice nawet się nam nie śniły, Ale nie brakowało mi zapału i do dzisiaj go nie brakuje. Jestem z pokolenia, które nie miało warunków, ale chętnych do gry było pod dostatkiem. Dzisiaj natomiast warunki są bardzo dobre, ale chętnych do gry brakuje.
- Nadal jest pan najskuteczniejszym zawodnikiem Naprzodu, grającego w klasie A?
- W 2009 roku awansowaliśmy do okręgówki i graliśmy w niej przez dwa sezony, ale klasa A to jest chyba ten nasz pułap. Ambicji sportowych nam nie brakuje, ale gramy na miarę możliwości finansowych klubu. Gramy za darmo i nie można wymagać od ludzi więcej niż są w stanie poświęcić czasu na trening.
- Który ze swoich występów wspomina pan najmilej?
- Dużo mam miłych wspomnień, ale najbardziej pamiętny mecz zagrałem w Kuźnicy Marianowej, bo wygraliśmy 6:1, a ja strzeliłem wszystkie nasze gole. To było co prawda jakieś 20 lat temu, ale nadal jestem do dyspozycji trenera i w tamtym sezonie zaliczyłem prawie wszystkie spotkania i byłem najlepszym strzelcem drużyny. Do nowego sezonu, który zaczynamy 18 sierpnia meczem z Liswartą Popów, też się przygotowuję.
- Kto był pana najlepszym partnerem na boisku?
- Darek Szczypiór. To był napastnik, od którego dostawałem najwięcej piłek i wtedy zdobywanie bramek było prostą sprawą. Zakończył już co prawda grę, bo jest starszy ode mnie, ale w klubie jest nadal.
- Którego trenera wspomina pan najlepiej?
- Z Darkiem Bednarskim wywalczyliśmy awans do okręgówki więc to mi się kojarzy z największym sukcesem, ale było wielu trenerów, którzy potrafili zrobić w zespole atmosferę, dzięki której można się było cieszyć ze zwycięstw, a po porażce szybko podnosić głowę i czekać na kolejny mecz.
- Czy dzieci idą pana śladem?
- Córka Dominika nie grała w piłkę, ale Bartek, który ma 16 lat i zaczynał w Naprzodzie, teraz jest w Rakowie. Pojechał na zgrupowanie do Czech. Na co dzień trenuje z grupą swoich rówieśników z rocznika 2002, ale grał już sparingi w rezerwach i może w tym sezonie wystąpić w IV lidze. Gra na stoperze i radzi sobie całkiem dobrze. Może więc uda się mu dojść znacznie dalej niż mnie.
- Zagracie przeciwko sobie?
- Może kiedyś. W tym sezonie nie zgłosiliśmy się do Pucharu Polski i okazja gry z Rakowem II uciekła, ale może za rok, o ile ja jeszcze będę grał w Naprzodzie, może taka okazja się zdarzy. Nie mam nic przeciwko temu, ale przede wszystkim życzę Bartkowi gry na wyższym poziomie niż ja. Na pewno będę mu kibicował.